- Nic do kurwy nie jest normalne! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w drewniane panele podłogi. Przechodząca korytarzem para kobiet zerknęła na mnie zgorszona. - Nigdy nie widziałyście rozczochranej kobiety w ręczniku?! - wykrzyknęłam w ojczystym języku. Kobiety zerknęły na mnie ostatni raz i szepcząc do siebie zniknęły za rogiem.
Niestety taka prawda, siedziałam na korytarzu w luksusowym hotelu Londynu w samym ręczniku i potarganych włosach. Oczywiście nie doszłoby do tego gdyby mój chłopak nie oznajmił mi, że idzie na śniadanie z jakąś Leslie. Dlaczego nie mógłby to powiedzieć wtedy gdy byłabym ubrana, a nie gdy wychodzę spod prysznica? Teraz muszę czekać aż wróci, ponieważ zatrzasnęły się drzwi apartamentu i nie mam przy sobie ani kluczy, ani telefonu. Do diabła z nim! Ahh ze mną też! Dlaczego się zgodziłam na ten chory związek? Oczywiście, Nikoli musi być wygodnie, ale dlaczego kosztem wierności i zaufania w związku?
Chwyciłam sztywnymi dłońmi za długie, brązowe włosy blisko głowy mając ochotę je powyrywać. Czemu jestem taka naiwna? Każdy mi mówił: to dobra partia, przystojny, bogaty, czego chcieć więcej? Wierności! Ale przecież jako nic nie wiedząca o świecie nastolatka zdawałam sobie sprawę czego mam się po nim spodziewać. Od razu mi powiedział "Bierzesz mnie i masz wszystko, albo zostajesz w tym mieście i nic nie osiągasz" - no i się zgodziłam. Z mojego oka wypłynęła pierwsza słona łza. Tyle lat zmarnowanych. Jedyne co teraz mam to pozycje społeczną i męską dziwkę przy boku. Rodzina już dawno zapomniała jak córka wygląda, przyjaciele zapomnieli, że ktoś taki jak ja istnieje. Mogłabym zostać w Lowestoft, ale prędzej czy później i tak pewnie zasiadałabym za biurkiem w pracy której nienawidzę, spoglądając dzień w dzień na ludzi, których nie znam. Przynajmniej dzięki Joshowi mogłam zobaczyć coś czego bym nigdy nie zobaczyła inaczej, niż przeglądając zdjęcia w internecie. To, oraz wybicie mnie ponad sfery przeciętności. Bądźmy szczerzy, nigdy bym nie poznała znane osobistości w Wielkiej Brytanii, a nawet na świecie bez jego pomocy.
"- Nicol, to jest właśnie Richard Dallas, prezes siedziby Hewlett-Packard w Wielkiej Brytanii - Josh objął moją talię, a drugą dłonią wskazał na siwiejącego mężczyznę w garniturze Armaniego, który pomimo starszego wyglądu i bardzo szczupłej sylwetki sprawiał, że każdy czuł wobec niego respekt.
"- Nicol, to jest właśnie Richard Dallas, prezes siedziby Hewlett-Packard w Wielkiej Brytanii - Josh objął moją talię, a drugą dłonią wskazał na siwiejącego mężczyznę w garniturze Armaniego, który pomimo starszego wyglądu i bardzo szczupłej sylwetki sprawiał, że każdy czuł wobec niego respekt.
- Bardzo miło mi poznać - wyciągnęłam smukłą, wypielęgnowaną dłoń w stronę mężczyzny, który delikatnie, ale jednocześnie stanowczo ujął rękę potrząsając ją. Srebrna bransoletka z mieniącymi się dziesiątkami diamencików zaszeleściła na moim nadgarstku.
- Śliczną ma pan partnerkę, panie Evans - uśmiechnął się do mnie z wyższością i opuścił moją dłoń zwracając się do młodego biznesmena.
- Dziękuję, jestem świadom jej uroku - i na tym skończyła się miła rozmowa, po czym od razu przeszli do biznesów, którymi nie miałam zamiaru się interesować.
Odziana w sięgającą ziemi z długimi rękawami chabrową suknię z koronki idealnie przylegającą do mego ciała, stałam przy mężczyznach na bankiecie. Małymi łyczkami popijając różowego szampana Rose Red Kiss, który zaproponował mi mój partner. Smaczny. Oblizałam wargi po którymś z kolei łyku wytrawnego napoju i rozejrzałam się po sali balowej, w której aktualnie się znajdowaliśmy.
Dominowało w niej złoto oraz krwista czerwień. Okrągłe stoliki przykryte czerwonymi obrusami przeplatanymi złotą nitką nadawały charakter wykwintności. Ściany ozdobione były ogromnymi lustrami w pozłacanych ramach, zaś ogromne żyrandole zwisały na grubych łańcuchach. Poczułam się nie na miejscu. To nie ja powinnam tu być, to miejsce kogoś innego. Z podziwiania wyrwał mnie głos przyjaciela i jego dłoń na moim łokciu. Spojrzałam na niego i aż zachłysnęłam się powietrzem.
Był taki przystojny!
Przydługie blond włosy opadały na czoło niebieskookiego. Zarysowaną szczękę nie zdobił żaden zarost, wąski nos kontrastował z pełnymi malinowymi ustami. Uśmiechnęłam się do niego szeroko ciesząc się, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę. Każda kobieta mi go zazdrościła, gdziekolwiek się pojawialiśmy mogłam dostrzec rzucane nienawistne spojrzenia płci pięknej w moją stronę, a następnie te kobiety wpatrywały się z ulubieniem w postać mojego mężczyzny.
- Masz ochotę zatańczyć? - spytał odstawiając mój kieliszek z niedopitym trunkiem na pobliski stół. Wpatrywał się we mnie z uwielbieniem chwytając na moją drobną dłoń i pociągając za sobą na sam środek parkietu.
W tym momencie czułam się jak księżniczka w swojej własnej bajce, a moim partnerem nie był żaden rycerz ze zbroją w dłoni, a książę w bogatej koronie na głowie."
Tylko dlaczego nadal tak nie jest?
Jakiś hałas wyrwał mnie z zamyślenia. Znów usłyszałam kolejną parę stóp na panelach korytarza.
- Śliczną ma pan partnerkę, panie Evans - uśmiechnął się do mnie z wyższością i opuścił moją dłoń zwracając się do młodego biznesmena.
- Dziękuję, jestem świadom jej uroku - i na tym skończyła się miła rozmowa, po czym od razu przeszli do biznesów, którymi nie miałam zamiaru się interesować.
Odziana w sięgającą ziemi z długimi rękawami chabrową suknię z koronki idealnie przylegającą do mego ciała, stałam przy mężczyznach na bankiecie. Małymi łyczkami popijając różowego szampana Rose Red Kiss, który zaproponował mi mój partner. Smaczny. Oblizałam wargi po którymś z kolei łyku wytrawnego napoju i rozejrzałam się po sali balowej, w której aktualnie się znajdowaliśmy.
Dominowało w niej złoto oraz krwista czerwień. Okrągłe stoliki przykryte czerwonymi obrusami przeplatanymi złotą nitką nadawały charakter wykwintności. Ściany ozdobione były ogromnymi lustrami w pozłacanych ramach, zaś ogromne żyrandole zwisały na grubych łańcuchach. Poczułam się nie na miejscu. To nie ja powinnam tu być, to miejsce kogoś innego. Z podziwiania wyrwał mnie głos przyjaciela i jego dłoń na moim łokciu. Spojrzałam na niego i aż zachłysnęłam się powietrzem.
Był taki przystojny!
Przydługie blond włosy opadały na czoło niebieskookiego. Zarysowaną szczękę nie zdobił żaden zarost, wąski nos kontrastował z pełnymi malinowymi ustami. Uśmiechnęłam się do niego szeroko ciesząc się, że ktoś taki jak on zwrócił na mnie uwagę. Każda kobieta mi go zazdrościła, gdziekolwiek się pojawialiśmy mogłam dostrzec rzucane nienawistne spojrzenia płci pięknej w moją stronę, a następnie te kobiety wpatrywały się z ulubieniem w postać mojego mężczyzny.
- Masz ochotę zatańczyć? - spytał odstawiając mój kieliszek z niedopitym trunkiem na pobliski stół. Wpatrywał się we mnie z uwielbieniem chwytając na moją drobną dłoń i pociągając za sobą na sam środek parkietu.
W tym momencie czułam się jak księżniczka w swojej własnej bajce, a moim partnerem nie był żaden rycerz ze zbroją w dłoni, a książę w bogatej koronie na głowie."
Tylko dlaczego nadal tak nie jest?
Jakiś hałas wyrwał mnie z zamyślenia. Znów usłyszałam kolejną parę stóp na panelach korytarza.
- Simon, wiem, że to spieprzyliśmy, ale... Daj mi dokończyć!... Nie, jeszcze nie dotarła, ale myślę, że będzie na następny dzień - mężczyzna najwidoczniej rozmawiał przez telefon, ponieważ nie słyszałam odpowiedzi adresata. Lecz teraz się zatrzymał kilka metrów za mną. Nie miałam odwagi odwrócić głowy i sprawdzić kto zakłóca porządek w holu. Nie licząc mnie oczywiście. - Ale Hazza przecież tym się zajmował, czyż nie?...
Dalej rozmawiając zaczął iść. Przechodząc obok nie zauważył mnie, po ułamku sekundy zatrzymał się, lecz się nie odwrócił.
- Simon, muszę kończyć. Porozmawiamy później.
Mężczyzna nadal nie spoglądając na mnie schował telefon do czarnych obcisłych spodni. Odczekał chwilę i dopiero spojrzał na mnie odwracając się z gracją całym ciałem. Jego oczy jak spodki uzmysłowiły mi, że nie często widzi kobietę w ręczniku na korytarzu hotelu.
- Mógłbym w czymś pomóc? - spytał poprawiając dłonią swoje postawione, na wzór fali, ciemne włosy i lustrując wzrokiem moje nagie ramiona. Sama również nie byłam dłużna. Pewnie moje oczy nie specjalnie różniły się od jego na początku. Przystojny młody chłopak, z lekkim zarostem i ślicznymi brązowymi oczami zerkał z góry na mnie.
- Jeżeli nie masz klucza do wszystkich drzwi w hotelu, to niestety chyba mi nie pomożesz - uśmiechnęłam się delikatnie i wskazałam palcem w górę na klamkę od drzwi.
On zerknął najpierw na klamkę potem na mnie, następnie na biały ręcznik, który ledwo sięgał do połowy uda, co również zauważył podnosząc przy tym lewy kącik ust oraz brew do góry.
- Czemu nie zejdziesz do recepcji po klucz? - spytał z angielskim akcentem, moment mu zajęło uświadomienie sobie, że przecież w moim skromnym ubiorze nie mogę się pokazać w głównym holu. Po sekundzie wystawił do mnie wytatuowane przedramię i gestem palców zapraszał mnie do chwycenia jego dłoni. Popatrzyłam pytająco na niego.
- Chyba nie będziesz tu wieczność siedzieć? Na pewno zimno na tej posadzce. Chodź, zadzwonimy do recepcji z mojego pokoju.
Po tym chwyciłam jego silną dłoń i pomógł mi wstać na nogi, lecz mój ręcznik nie wytrzymał tak dynamicznej zmiany położenia, zaczął się rozwijać w okolicach dekoltu. Wybąkałam przeprosiny i walcząc z materiałem starałam się go unieruchomić. Przed oczami mignął mi czarny materiał koszulki mojego towarzysza, zerknęłam na niego i widząc jego nagi umięśniony tors nieświadomie otworzyłam usta. Chwyciłam T-shirt i dziękując dalej nie potrafiłam odwrócić wzroku od mięśni brzucha. Do cholery, Nikola! Opanuj się! Chłopak pochylił się by być wzrokiem na tym samym poziomie i zamknął mi usta podnosząc brodę palcem wskazującym. Speszona i zarumieniona odwróciłam wzrok zakładając koszulkę. Odwinęłam ręcznik pod nią tak, że kaskadami spłynął po moich długich, gładkich nogach. Dzięki Bogu koszulka potrafiła zakryć mi tyłek, lecz wolałam ją przytrzymać gdy schylałam się po materiał leżący przy bosych stopach.
- Jestem Nikola - powiedziałam gdy już stałam wyprostowana.
- Liam, tam jest pokój - wskazał ręką drogę skąd przyszedł.
- Nie spieszysz się nigdzie? - spytałam. - Wolałabym nie zajmować Twojego cennego czasu.
- Dla takiej pięknej kobiety można chwilę poświęcić - uśmiechnął się i zerknął na mnie z błyskiem w oku. - Dlaczego stałaś, a raczej siedziałaś tam sama w tym stroju? - Pokiwał głową w stronę mojej sylwetki.
- To troszeczkę skomplikowane - w nerwowym geście założyłam włosy za ucho i zapatrzyłam się na czerwony chodnik w abstrakcyjne wzory, ciągnący się wzdłuż długiego korytarza.
- Mówią, że najlepiej jest wygadać się obcej osobie, wtedy nie ma zagrożenia, że będzie Cie oceniać - popatrzył mi głęboko w oczy i objął ramieniem.
Przygryzłam swoją pełną wargę. Chwilę musiałam się zastanowić nad tym co mi powiedział. Ostatni raz zerknęłam na jego twarz, gdy zobaczyłam, że kiwa zachęcająco przełamałam bariery. Zaczęłam opowiadać jak w wieku 17 lat wyjechałam z obcym mężczyzną do Francji, jak moja rodzina temu kibicowała, a potem jak szybko zapomnieli o mnie. Jak podróżowałam po świecie nie znając języków i mając przy sobie tylko jedną osobę z którą mogłabym porozmawiać. Jak poznawałam nowych ludzi z wyższych półek, biznesmeni, politycy, artyści, nie sposób było ich zliczyć. Oraz jak zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wszystko było na nic, co z tego, że tyle się dowiedziałam, tyle zobaczyłam, skoro teraz nie znam nawet swojej wartości. Nie zwróciłam uwagi, że właśnie dotarliśmy do apartamentu Liam'a. Otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Proszę, siadaj - popchnął mnie delikatnie w stronę wyspy oddzielającej aneks kuchenny od salonu. Usiadłam na wysokim krześle zakładając nogę na nogę, a sam chłopak stanął z drugiej strony chwytając za czarną słuchawkę telefonu znajdującego się na blacie. Wcisnął przycisk oznaczający połączenie się z recepcją i opierając się tyłem o białe szafki przyglądał mi się uważnie wyczekując rozmowy z adresatem.
Obok moich łokci, którymi opierałam się na blacie zauważyłam półmisek z owocami, wypatrując winogron usłyszałam, że nowo poznany osobnik rozpoczął konwersację z recepcjonistą i podawał szczegóły braku dostania się do pokoju. Zdążyłam jeszcze szepnąć numer mojego pokoju i chwyciłam za winogrono. Chwilę go obracałam w palcach, lecz po chwili włożyłam je do moich ust. Dosłyszałam jeszcze urwany oddech towarzysza gdy wykonałam tą czynność. Zerknęłam na niego pytająco. Dopiero po przełknięciu śliny mógł do mnie przemówić.
- Będą do kilku minut - oblizał szybko wargi. - Założę tylko coś na siebie i możemy pójść, oczywiście nie krępuj się z jedzeniem - zdążył puścić oczko i tyle go widziałam.
Wyczuwałam już, że robię się coraz bardziej głodna więc urwałam jeszcze kilka winogron i stanęłam obok wyspy podjadając je i czekając na Liam'a. Rozejrzałam się. W nowoczesnym salonie, który ciemnymi barwami kontrastował z jasnym aneksem, wszędzie dostrzegałam kartki, długopisy, ubrania i buty, co mnie zbytnio nie zdziwiło, lecz jedna, jedyna rzecz tak. Podeszłam do szklanej ławy stojącej przy długiej sofie obitej czarną skórą i chwyciłam małą, płaską rzecz. Obracając ją w dłoniach dokładnie studiowałam przedmiot. Usłyszawszy za sobą kroki odwróciłam się, ujrzałam mężczyznę w szarej koszulce z podwiniętymi rękawami, wskazałam na obiekt w mojej dłoni.
- Jesteś wokalistą w One Direction? - pokiwał głową, co uznałam za potwierdzenie. Odłożyłam płytę z powrotem na swoje miejsce. - Wiedziałam, że skądś Cię kojarzę - z uśmiechem oznajmiłam, że możemy iść.
Wracając zamieniliśmy się rolami i to właśnie Payne opowiadał mi o swoim życiu. Jak to jest żyć jako gwiazda, gdzie nie można wyjść nawet spokojnie zapalić, bo od razu fanki się rzucają, że nie powinien. Jak się czuje stremowany przed każdym koncertem, chociaż już je miał bardzo dużo. Opowiadał, że koledzy z zespołu są dla niego jak bracia i odkąd ich poznał nie wyobraża sobie dnia bez nich. Żartował, że podobnie jak ja również wyjechał z obcym mężczyzną i co gorsza obcymi rówieśnikami.
- Jednak chyba miałem rację co do tego, że lepiej jest się wygadać obcej osobie, nawet ja skorzystałem - zaśmiał się. - Co powiesz na śniadanie? - zauważyliśmy już przy drzwiach mojego pokoju młodego mężczyznę ubranego w hotelowy uniform, który wyraźnie był zniecierpliwiony tym, że musiał długo czekać pod drzwiami. Lecz jak płacą to trzeba coś takiego znosić.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się i już chciałam podać mu dłoń na powitanie lecz nie mogłam, gdyż była uwięziona w uścisku Liama. Nawet nie zorientowałam się kiedy zdążył mnie za nią chwycić. Speszona wyrwałam się delikatnie z uścisku chłopaka i podałam dłoń pracownikowi hotelu, który dokładnie zlustrował mnie spojrzeniem. - Czy w tym hotelu zawsze drzwi się same zatrzaskują? - spytałam.
- Tak, to jest taka ochrona w razie czego, ale działa tylko wtedy, gdy naprawdę mocno się zatrzaśnie drzwiami - oznajmił i wpatrzył się w górną część mojej koszulki. Nie spodobało mi się to, że tak otwarcie się na mnie gapił.
Opuściłam zmieszany wzrok, nie mogłam nic na to poradzić, że mój chłopak, czy kim on tam dla mnie był, tak mi ciśnienie podniósł, dlatego wylądowałam przed zamkniętymi drzwiami apartamentu.
- Czy możemy już wejść do pokoju? - Liam przejął pałeczkę. Zadając pytanie objął mnie w talii lekko zadzierając lekko jego koszulkę, odsłaniając sporą część biodra.
- Tak, proszę, drzwi otwarte - zamachnął ręką odpowiadając wyraźnie zimniejszym głosem. - Następnym razem proszę pamiętać o kluczu - odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.
Odepchnęłam rękę towarzysza i weszłam do pomieszczenia nie czekając na niego.
- Co to było? - z wyrzutem zwróciłam się do Payne'a
- Facet na Ciebie leciał, chciałem tylko pomóc - usiadł na sofie obitej sztuczną, białą skórą i zrobił minę szczeniaczka przekręcając głowę w prawo.
- Wy wszyscy jesteście tacy sami! - krzyknęłam i skierowałam się do łazienki. Zostawiłam tam wcześniej ubrania oraz kosmetyczkę więc nie musiałam się wracać do głównej części. Po doprowadzeniu mojego ciała do stanu wyjścia założyłam jasne, dżinsowe rurki i zaczęłam mówić przez zamknięte drzwi, ze powinnam mu oddać koszulkę. Był to T-shirt z logiem batmana. Zwykły motyw, a cieszy. Liam oczywiście nie mógł nic usłyszeć przez szczelne drzwi, więc pomógł sobie otwierając je i opierając się o futrynę. Podniósł brwi do góry, zrobił minę i pokiwał z uznaniem widząc mój ubiór.
- Mówiłam, że muszę Ci oddać koszulkę, chociaż mi się podoba - wskazałam na materiał bluzki odciągając go od ciała.
- Zostań w niej, tak jest idealnie - uśmiechnął się i zerknął na moje stopy. - Matko! Nie zabijesz się w nich? - patrzył raz na szpilki, raz na moją rozbawioną twarz.
Nie skomentowałam tego, lecz tylko zachichotałam i wymijając go wyciągnęłam go z łazienki za przegub. Chwyciłam po drodze swojego srebrnego iPhona, klucze do drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Miałam pełną świadomość tego, że nie założyłam biustonosza pod koszulkę, lecz skoro jej nie zmieniałam nie widziałam potrzeby. Wepchnęłam jeszcze dół koszulki za pasek spodni i chowając drobiazgi do kieszeni chwyciłam nadstawione ramię nowego znajomego.
- Jedziemy windą czy po schodach? - zażartował Liam za co dostał delikatnie uderzony w ramię.
- Z pewnością jak pójdę po schodach to się nie zabiję - zaśmiałam się.
- Chyba nie będziesz tu wieczność siedzieć? Na pewno zimno na tej posadzce. Chodź, zadzwonimy do recepcji z mojego pokoju.
Po tym chwyciłam jego silną dłoń i pomógł mi wstać na nogi, lecz mój ręcznik nie wytrzymał tak dynamicznej zmiany położenia, zaczął się rozwijać w okolicach dekoltu. Wybąkałam przeprosiny i walcząc z materiałem starałam się go unieruchomić. Przed oczami mignął mi czarny materiał koszulki mojego towarzysza, zerknęłam na niego i widząc jego nagi umięśniony tors nieświadomie otworzyłam usta. Chwyciłam T-shirt i dziękując dalej nie potrafiłam odwrócić wzroku od mięśni brzucha. Do cholery, Nikola! Opanuj się! Chłopak pochylił się by być wzrokiem na tym samym poziomie i zamknął mi usta podnosząc brodę palcem wskazującym. Speszona i zarumieniona odwróciłam wzrok zakładając koszulkę. Odwinęłam ręcznik pod nią tak, że kaskadami spłynął po moich długich, gładkich nogach. Dzięki Bogu koszulka potrafiła zakryć mi tyłek, lecz wolałam ją przytrzymać gdy schylałam się po materiał leżący przy bosych stopach.
- Jestem Nikola - powiedziałam gdy już stałam wyprostowana.
- Liam, tam jest pokój - wskazał ręką drogę skąd przyszedł.
- Nie spieszysz się nigdzie? - spytałam. - Wolałabym nie zajmować Twojego cennego czasu.
- Dla takiej pięknej kobiety można chwilę poświęcić - uśmiechnął się i zerknął na mnie z błyskiem w oku. - Dlaczego stałaś, a raczej siedziałaś tam sama w tym stroju? - Pokiwał głową w stronę mojej sylwetki.
- To troszeczkę skomplikowane - w nerwowym geście założyłam włosy za ucho i zapatrzyłam się na czerwony chodnik w abstrakcyjne wzory, ciągnący się wzdłuż długiego korytarza.
- Mówią, że najlepiej jest wygadać się obcej osobie, wtedy nie ma zagrożenia, że będzie Cie oceniać - popatrzył mi głęboko w oczy i objął ramieniem.
Przygryzłam swoją pełną wargę. Chwilę musiałam się zastanowić nad tym co mi powiedział. Ostatni raz zerknęłam na jego twarz, gdy zobaczyłam, że kiwa zachęcająco przełamałam bariery. Zaczęłam opowiadać jak w wieku 17 lat wyjechałam z obcym mężczyzną do Francji, jak moja rodzina temu kibicowała, a potem jak szybko zapomnieli o mnie. Jak podróżowałam po świecie nie znając języków i mając przy sobie tylko jedną osobę z którą mogłabym porozmawiać. Jak poznawałam nowych ludzi z wyższych półek, biznesmeni, politycy, artyści, nie sposób było ich zliczyć. Oraz jak zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wszystko było na nic, co z tego, że tyle się dowiedziałam, tyle zobaczyłam, skoro teraz nie znam nawet swojej wartości. Nie zwróciłam uwagi, że właśnie dotarliśmy do apartamentu Liam'a. Otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Proszę, siadaj - popchnął mnie delikatnie w stronę wyspy oddzielającej aneks kuchenny od salonu. Usiadłam na wysokim krześle zakładając nogę na nogę, a sam chłopak stanął z drugiej strony chwytając za czarną słuchawkę telefonu znajdującego się na blacie. Wcisnął przycisk oznaczający połączenie się z recepcją i opierając się tyłem o białe szafki przyglądał mi się uważnie wyczekując rozmowy z adresatem.
Obok moich łokci, którymi opierałam się na blacie zauważyłam półmisek z owocami, wypatrując winogron usłyszałam, że nowo poznany osobnik rozpoczął konwersację z recepcjonistą i podawał szczegóły braku dostania się do pokoju. Zdążyłam jeszcze szepnąć numer mojego pokoju i chwyciłam za winogrono. Chwilę go obracałam w palcach, lecz po chwili włożyłam je do moich ust. Dosłyszałam jeszcze urwany oddech towarzysza gdy wykonałam tą czynność. Zerknęłam na niego pytająco. Dopiero po przełknięciu śliny mógł do mnie przemówić.
- Będą do kilku minut - oblizał szybko wargi. - Założę tylko coś na siebie i możemy pójść, oczywiście nie krępuj się z jedzeniem - zdążył puścić oczko i tyle go widziałam.
Wyczuwałam już, że robię się coraz bardziej głodna więc urwałam jeszcze kilka winogron i stanęłam obok wyspy podjadając je i czekając na Liam'a. Rozejrzałam się. W nowoczesnym salonie, który ciemnymi barwami kontrastował z jasnym aneksem, wszędzie dostrzegałam kartki, długopisy, ubrania i buty, co mnie zbytnio nie zdziwiło, lecz jedna, jedyna rzecz tak. Podeszłam do szklanej ławy stojącej przy długiej sofie obitej czarną skórą i chwyciłam małą, płaską rzecz. Obracając ją w dłoniach dokładnie studiowałam przedmiot. Usłyszawszy za sobą kroki odwróciłam się, ujrzałam mężczyznę w szarej koszulce z podwiniętymi rękawami, wskazałam na obiekt w mojej dłoni.
- Jesteś wokalistą w One Direction? - pokiwał głową, co uznałam za potwierdzenie. Odłożyłam płytę z powrotem na swoje miejsce. - Wiedziałam, że skądś Cię kojarzę - z uśmiechem oznajmiłam, że możemy iść.
Wracając zamieniliśmy się rolami i to właśnie Payne opowiadał mi o swoim życiu. Jak to jest żyć jako gwiazda, gdzie nie można wyjść nawet spokojnie zapalić, bo od razu fanki się rzucają, że nie powinien. Jak się czuje stremowany przed każdym koncertem, chociaż już je miał bardzo dużo. Opowiadał, że koledzy z zespołu są dla niego jak bracia i odkąd ich poznał nie wyobraża sobie dnia bez nich. Żartował, że podobnie jak ja również wyjechał z obcym mężczyzną i co gorsza obcymi rówieśnikami.
- Jednak chyba miałem rację co do tego, że lepiej jest się wygadać obcej osobie, nawet ja skorzystałem - zaśmiał się. - Co powiesz na śniadanie? - zauważyliśmy już przy drzwiach mojego pokoju młodego mężczyznę ubranego w hotelowy uniform, który wyraźnie był zniecierpliwiony tym, że musiał długo czekać pod drzwiami. Lecz jak płacą to trzeba coś takiego znosić.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się i już chciałam podać mu dłoń na powitanie lecz nie mogłam, gdyż była uwięziona w uścisku Liama. Nawet nie zorientowałam się kiedy zdążył mnie za nią chwycić. Speszona wyrwałam się delikatnie z uścisku chłopaka i podałam dłoń pracownikowi hotelu, który dokładnie zlustrował mnie spojrzeniem. - Czy w tym hotelu zawsze drzwi się same zatrzaskują? - spytałam.
- Tak, to jest taka ochrona w razie czego, ale działa tylko wtedy, gdy naprawdę mocno się zatrzaśnie drzwiami - oznajmił i wpatrzył się w górną część mojej koszulki. Nie spodobało mi się to, że tak otwarcie się na mnie gapił.
Opuściłam zmieszany wzrok, nie mogłam nic na to poradzić, że mój chłopak, czy kim on tam dla mnie był, tak mi ciśnienie podniósł, dlatego wylądowałam przed zamkniętymi drzwiami apartamentu.
- Czy możemy już wejść do pokoju? - Liam przejął pałeczkę. Zadając pytanie objął mnie w talii lekko zadzierając lekko jego koszulkę, odsłaniając sporą część biodra.
- Tak, proszę, drzwi otwarte - zamachnął ręką odpowiadając wyraźnie zimniejszym głosem. - Następnym razem proszę pamiętać o kluczu - odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.
Odepchnęłam rękę towarzysza i weszłam do pomieszczenia nie czekając na niego.
- Co to było? - z wyrzutem zwróciłam się do Payne'a
- Facet na Ciebie leciał, chciałem tylko pomóc - usiadł na sofie obitej sztuczną, białą skórą i zrobił minę szczeniaczka przekręcając głowę w prawo.
- Wy wszyscy jesteście tacy sami! - krzyknęłam i skierowałam się do łazienki. Zostawiłam tam wcześniej ubrania oraz kosmetyczkę więc nie musiałam się wracać do głównej części. Po doprowadzeniu mojego ciała do stanu wyjścia założyłam jasne, dżinsowe rurki i zaczęłam mówić przez zamknięte drzwi, ze powinnam mu oddać koszulkę. Był to T-shirt z logiem batmana. Zwykły motyw, a cieszy. Liam oczywiście nie mógł nic usłyszeć przez szczelne drzwi, więc pomógł sobie otwierając je i opierając się o futrynę. Podniósł brwi do góry, zrobił minę i pokiwał z uznaniem widząc mój ubiór.
- Mówiłam, że muszę Ci oddać koszulkę, chociaż mi się podoba - wskazałam na materiał bluzki odciągając go od ciała.
- Zostań w niej, tak jest idealnie - uśmiechnął się i zerknął na moje stopy. - Matko! Nie zabijesz się w nich? - patrzył raz na szpilki, raz na moją rozbawioną twarz.
Nie skomentowałam tego, lecz tylko zachichotałam i wymijając go wyciągnęłam go z łazienki za przegub. Chwyciłam po drodze swojego srebrnego iPhona, klucze do drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Miałam pełną świadomość tego, że nie założyłam biustonosza pod koszulkę, lecz skoro jej nie zmieniałam nie widziałam potrzeby. Wepchnęłam jeszcze dół koszulki za pasek spodni i chowając drobiazgi do kieszeni chwyciłam nadstawione ramię nowego znajomego.
- Jedziemy windą czy po schodach? - zażartował Liam za co dostał delikatnie uderzony w ramię.
- Z pewnością jak pójdę po schodach to się nie zabiję - zaśmiałam się.
***
Witam na pierwszym rozdziale. Przyznam, że mimo tego, że to była spontaniczna decyzja w postaci założeniu bloga, to pisało mi się go nad wyraz dobrze.
Jak na razie na tego bloga mam wiele pomysłów, więc nie będzie ani przestojów w dodawaniu postów, ani (mam nadzieję) szybszego zakończenia bloga.
Czytajcie, oceniajcie, komentujcie. Chętnie się zmierzę z krytyką :D
Stej tjund!
rebella
rebella
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz